piątek, 20 czerwca 2008

Czary mary



...
Jeszcze kilka miesięcy temu, kiedy się tu wprowadzałem, znalezienie plusów było jak szukanie igły w stogu siana. Bo za daleko od centrum, bo rzadko odjeżdżające autobusy, drogie taksówki, czy też sam remont tego miejsca, bo był w opłakanym stanie. Jednak ostatnio nastąpił obrót o 180 stopni. Doceniam to co mam. Poranki z kubkiem gorącej kawy na tarasie, kiedy słońce niemiłosiernie razi w oczy. Ogromne okna, które tak zawsze uwielbiałem w architekturze budynków. Duże i szerokie parapety, na których można przesiadywać z książką w ręku. Drewniana podłoga, po której świetnie chodzi się boso.
Teraz plusy wyskakują jak króliki z czarodziejskiego kapelusza.

Pomimo, że nadal trzeba ładować pieniądze w dom, bo to studnia bez dna, to doceniam to, bo nie ma nic gorszego niż mieszkanie w betonowej dżungli. Bynajmniej dla mnie.

11 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Nie ma to jak przyzwyczajenie do nowego otoczenia...

A co do psa...rodzice się nie zgadzają.

Anonimowy pisze...

Hm. Z jednej strony tak, z drugiej strony ta betonowa dżungla wieczorem jest przepiękną grą świateł.

Anonimowy pisze...

z czasem jak już poustawiamy wszystko dokupimy to i o wo zrobimy by było przytulnie wtedy to miejsce zaczyna być nasze i nie zamienilibyśmy go na żadne inne ...

Anonimowy pisze...

Lubię się oswajać z nowym otoczeniem.

Anonimowy pisze...

Widze ze zdecydowanie lubisz przeprowadzki,pomimo wszystko:)Wiem czepiam sie szczegolow...Pozdrawiam.

Anonimowy pisze...

zawsze marzyłam o domu ... kiedyś o dużym, teraz o małym ale z dużym ogrodem ... poranna kawa na słonecznym tarasie przepięknie rozpoczyna dzień ... a jeszcze wierny psi przyjaciel obok ... no i czyjeś serce dla nas bijące ... ech .... zycie potrafi być przyjemne :))) ... a wiesz, ze onet poleca Twojego bloga? ... pozdrawiam :)))
umyk

Unknown pisze...

A ja mam swój azyl w tej betonowej dźungli ;-) Wiewiórki (dwie 0 czarna i ruda), jeże, które zasuwają jak małe traktorki, sójki (cholery nigdzie nie wylatują), gołębie, bażanty (drą się niemiłosiernie), nawet dzięcioł się znajdzie..... I to w środku miasta ;-)
Ale masz rację - kiedy jadę do moich rodziców i siadam na maleńkim tarasiku, zapalam papierosa i piję kawę.... To jest to ;-)

Unknown pisze...

Jaj.... to ja Fiu - tam powyżej :-P

ropucha pisze...

wszytsko cacy pięknie wręcz idylla jednak dom jak trafnie zauważyłeś to masa obowiązków kupa kosztów i w ogolę :) jednak w zamian dostajemy święty spokój :):)

,,,,,,,,,,,,,,,,,, pisze...

dom koszt = spokój św .. chyba że za płotem masz walniętego sąsiada ... mieszkałam całe zycie w bloku .. może było łatwiej bo ogrzewanie grzało się same ... przeprowadzałam się 11 razy ... ten 11 to domek ... i nie zamieniłabym się za nic ... mieszkanie = koszt całorocznego czynszu .. za tą kasę masz na ratę ....

a tak na romantycznie ...
nic nie zastąpi kominka i cieni rzucanych na ścianę przez ognie ...
miłego weeckendu :)

Anonimowy pisze...

ja sobie w betonkach mieszkam, ale nie w dżungli-tylko kilka bloków niewysokich sobie stoi...też łażę po drewnianej podłodze i mam szerokie parapety...a na balkonie mam mini ogród...nie tak żle, prawda? jedyne czego można pozazdrościć mieszkańcom domków to grilowanie - bez wyjazdu i szukania polany lub jeziora oraz ! wjazd do garażu autem z zakupami...nie trzeba taszczyć z parkingu po schodach......no dobra - masz o niebo lepiej! -;)) Fendia