sobota, 12 lipca 2008

Gerontokuchnia..

....czyli zaczynam na stare lata doceniać azjatycka kuchnie, a przynajmniej uprawiana przeze mnie mutacje "cokolwiek wpadnie mi w ręce, mieszane i dobrze przyprawione".

Oczywiście zaczęło sie z lenistwa (które, jak wiadomo, jest motorem cywilizacji- gdyby człowiek nie był wygodny, nawet kola by nie wynalazł).

Mam zaraz za rogiem azjatycki supermarket, podczas kiedy do zwykłego europejskiego jest spory kawałek. Azjata jest duży, schludny, a w oknach stoją wystawione wielgaśne, psychodelicznie kolorowe wazy, blaszane miecze i czerwone lampy ze złotymi frędzelkami, wiec jest tandetny, ale klawy. Dwudziestokilowego wora ryżu basmati to nawet nie miałbym gdzie w domu zaparkować, ale sosy i pasty w słoiczkach to juz bardziej. Wiec menu ostatnio bywa tendencyjne: obowiązkowo zupa mięso z tofu i wodorostami (może mi płetwy od tego wyrosną), przerwa dla namysłu, potem z reguły jakieś smażone mięsko marynowane wcześniej w jakimś obłędnym azjatyckim wynalazku. Wynalazek rozrabiam później np. jogurtem na sos, albo dusze w tym mięso i warzywa, generalnie kombinuje jak koń pod górę. Do tego ryz basmati albo ziemniaczki i jakaś zielenina. Z co lepszych wynalazków polecam sos słodko - kwaśny albo pieprzowy, i pasty z marynowanych np. limonek + chili, albo sezamu + mango + imbir + coś tam.

Na przystawkę zasmażane krewetkowe mikro-sajgonki maczane w sosie śliwkowym, na deser ryż przyprawiony pasta z kokosów i brązowego cukru. Albo powrót do korzeni, czyli grysik gotowany z kakao, do grysiku brzoskwinie albo mus jabłkowy z cynamonem. No orgie, po prostu orgie.

Wpis ten jest sponsorowany przez CHOYA PLUM, japońska markę śliwkowego mózgojeba. Usadowiłem sie niedawno z obiadkiem (=kurczak w sosie orzechowym), Dukajem (perfekcyjna niedoskonałość, nabytek nowy, jak zwykle wciąga jak trawka) i flaszka (marka jak wyżej). A usadowiłem sie malowniczo, bo na "przejściowym tarasie" w tym naszym mieszkalnym silosie dla singli. Taras zalany popołudniowym słońcem, stolik, drzwi otwarte, i jakiś blues z podkręconej wieży.

Jestem najedzony, na lekkim cyku, tyle ze jeszcze robota do odwalenia na jutro. A jak mawia szef, akta to nie akt kobiecy. Akta NIGDY sie nie ubiorą i nie pójdą sobie, jeżeli sie je po prostu oleje. Akta wiernie czekają.

18 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Leopold, czy ty w ogóle sypiasz?:)

Anonimowy pisze...

Ty faktycznie jesteś niezły w kuchni. Zosią nie jestem, ale chyba też bym się jedzeniem dała uwieść:) Zwłaszcza takim:)

Anonimowy pisze...

hm... mam pytanie czy gotujesz w samym fartuszku ;) kurczę pośliniłam się :))))))))) Viktoria

xRes pisze...

Hhhehe - żarcie żarciem ale tekst o "aktach" dobry... :))

Anonimowy pisze...

nie ma to jak inność...szkoda ,że akta wszędzie jednakie...fendia

Anonimowy pisze...

Nie możesz spać w nocy ?
Lubię patrzeć jak faceci szwendają się po kuchni :))

przykawie pisze...

anonimowy 1 : Sypiam od czasu do czasu. Generalnie szkoda mi czasu na sen, jest tyle innych rzeczy do zrobienia, a wyśpię się w grobie ;)

anonimowy 2 : Nie wiem, czy słowo niezły nie jest czasem na wyrost jeśli chodzi o moją osobę :) Lubię gotować i sprawia mi to przyjemność, a jeśli przy okazji komuś to smakuje, to jeszcze lepiej :)

Viktoria : Otóż droga Viktorio, jeśli nikogo nie ma, gotuję nago, jeśli dla kogoś i ktoś jest obok, to fartuszek jest mile widziany, co by nie pobrudzić odświętnego ubrania, bo mam tylko jedno ;)))

xres : O żarciu można pisać, i pisać

fendia : Oj tam, nie wszędzie, zapewniam Cię :)

camilaanna : Nie potrzebuję spać. Jak mi się chcę to potrafię przespać całą noc i pół dnia, ale bywają takie dni, że jestem 24 h na chodzie i nawet ani razu nie ziewne :))

Anonimowy pisze...

:))) lubię mężczyzną w fartuszku :) tylko seks powinien być przed jedzeniem hahahah :))) "Viktoria" czyli "V"

Anonimowy pisze...

Cholerka aż się głodna zrobiłam, też lubię te azjatyckie wynalzaki- ummmmm pycha...;))

Anonimowy pisze...

kurde Twoje pisanie smakuje tak samo dobrze jak i ta kuchnia o ktorej wspominasz :) niezla ta Twoja ksiazka kucharska ;)
bede wracac do Twojego menu - bo dzialasz jak kropelki na dobry nastroj :)

Anonimowy pisze...

Ty to potrafisz narobić apetytu człowiekowi, to ja na następny raz wpadam do Ciebie na takie pyszności...bo aż ślinka leci, a do tego te krewetki mmmm :):):)

Anonimowy pisze...

ile ważysz ?

Anonimowy pisze...

przy takim menu żaden akt się nie ubierze i nie pójdzie sobie :-))

emilly pisze...

o jezuuuu az mi slinka pociekła ;)

Marta pisze...

Tego tarasu to Ci zazdroszczę...posiedziałabym tam...

Anonimowy pisze...

Viktoria : Z reguły powinien być, ale nigdy nic nie wiadomo :)

mi : Teraz mogę powiedzieć, naprawdę było pycha :)

ange ou sorciere : Podziękował. Miło mi.

mira : Jak wrócę do Warszawy, zapraszam, Ty gdzieś podobnie chyba zamieszkujesz ? ;)

judyta : Przy 190 cm zaledwie 92 kg. Czyli według BMI - standardowo i dobrze :)

anulaj : Are You Sure ? :)

emilly : Więcej już nie piszę o jedzeniu, bo zaślinicie ekrany :))

koliberka : Taak. Taras to dobra rzecz.

Anonimowy pisze...

za to że piszesz o jedzeniu , za to że mi w brzuchu burczy na samą myśl .. stawiasz kawoszu kolację ....:))))))))

ps.dziękuję za pobudzenie apetytu!!!!!

uczesana:)))z rana

Anonimowy pisze...

No ja mieszkam tak z 300 km na południe od Ciebie mój drogi, ale kto wie, z zaproszenia mogę skorzystać :) jeśli jest aktualne?